Nie potraficie rozszyfrować Ascetoholixa??...
Komentarze: 2
Do ich utworów też mam slówka
1. Intro
Dla wszystkich ludzi
Z Armii Poznań
Ascetoholix x6 (brawo...)
Dzięki
Raperzy nie upadnął
A teraz dedykacja dla wszystkich Obornik Wielkopolski
Brak skład
Oborniki Wielkopolskie tu są i jest Poznań oczywiście, nie
Je, Oborniki ręce do góry
Jest ich kilku, jest
Oborniki pozdrawiają Poznań
WLKP zna tą grę
Dobra, jedziemy dalej
2. Już dawno
Mówią, że raperzy upadną (że upadną)
A nie mają racji, nigdy do tego nie dojdzie
Te słowa nie są prawdą
Wątpliwości odeszły już dawno (już dawno)
Bo mówią, że raperzy upadną (że upadną)
Drużyna A
Te słowa nie są prawdą
Wątpliwości odeszły już dawno
Choć już dawno nie powinno nas tu być
WLKP
[Kris]
To miasto małe przez życie całe poznawałem
Tym powietrzem oddychałem
Czy kiedyś powiem, że właśnie przez to przegrałem
Bez wsparcia z zewnątrz, opuszcza mnie pewność
Bo zamiast mi pomóc wytykają mą odmienność
Patrzą z dystansem, nie mogą pojąć, że mam jedyną szansę
Wielkie intelekty, patrzcie w obiektyw
Zobaczcie tą młodzież bez żadnych perspektyw
Wieczna tułaczka z całym otoczeniem
Jest moja stara paczka w której się obracam
Powiesz, że się zatracam i plecami sie odwracasz
Tak może każdy, sam stawiam maszty
Robienie hip-hopu to dla mnie duży zaszczyt
Nie znajdziemy płaszczyzn
Dopóki chcesz wrzucić nas do paszczy
Tak, widzisz w nas chwasty
Chciałbyś pstryknąć, ale ja nie mogę zniknąć
Ref.: Mówią, że raperzy upadną (że upadną)
My jednak wiemy, te słowa nie są prawdą (te słowa nie są prawdą)
Wątpliwości odeszły już dawno (już dawno)
Choć już dawno nie powinno nas tu być (nas tu być) x2
[Doniu]
Pamiętam jak trza wiosenne popołudnie
Mały dzieciak podłamany okrutnie
Oceną młodych wierszy wydanął przez siostre
Wtedy je spaliłem, teraz gdy podrosłem
Wiem doskonale, że nie warto rezygnować
Spalisz marzenia, trudno odbudować je
Masz co pielęgnować to zacznij od teraz
Nie produkuj wymówek, bo się nie pozbierasz
Co mam powiedzieć, co?
Hip-hop stop bo małe miasto prowincja to nie to
A gdzie najbardziej zatwardziałe ekipy
Senne ulice i nie moralne chwyty
Dlatego to robię wbrew twardym konwenansom
Olewam schemat i z najwyższą klasą
Pociągam za sznurki z Liberem i Krisem, kapujesz?
Dzięki siostrze nadal pisze
Ref.
[Liber]
Wyrzutek odchylony od normy
Daje sobie rade, jest do tego zdolny
Rap z poza miasta uderza, nabiera własnej formy (formy)
Co najważniesze jest wolny
Pozwalam mu jako jego treser
Prezentować możliwości pod każdym adresem
Wszędzie, gdzie jest koneser, który czeka
Na nowe produkcje jak na deser (jak na deser)
Ukojenia szuka w solidnym rapie
Liczy się dla mnie to co przelewam na papier
Nie pozycja na mapie, jesteśmy na kolejnym etapie
Choć w zasadzie powinno nas tu nie być
Jednak każdy z nasz chce być (chce być)
Biegniemy, wyłaniamy się z podziemi
Może z nieco innych korzeni, lecz myślami z wami połączeni
Pogrążeni w muzyce, w której obce są wszelkie granice
Nowe oblicze, mikropolia
Ref.
Mówią, że raperzy upadną (że upadną)
Że raperzy upadną, te słowa nie są prawdą
Wątpliwości odeszły już dawno (już dawno)
My chcemy to robić i zawsze będziemy to robić (nas tu być)
Bo mówią, że raperzy upadną (że upadną)
Mieszkamy tam gdzie mieszkamy
Te słowa nie są prawdą
Wątpliwości odeszły już dawno
Choć już dawno nie powinno nas tu być (nas tu być)
3. Maraton
[Liber]
Oto brygada żyjących poza miastem
Niektórzy mogli sądzić, że jesteśmy chwastem
My mamy swoją jazdę, na początku sami
Dzisiaj coraz więcej ludzi chce z nami
Od ulicy po wioskę szerokim pomostem
Przemierzać Polskę, osiągnąć jakiś postęp
(to proste) to proste bierzemy udział w biegu
Ale tylko po swojemu, bez narzucania twardych reguł
Jedni z wielu, jednak niepowtarzalni, tacy fajni
Dziewczyno otwórz wrota twej sypialni
I czekaj chwile, spalę blanta już do ciebie ide
Liber maga star, rap lider
I co powiesz na to, że jesteśmy w tym najlepsi
My chłopaki ze wsi gdzie nie kupisz pepsi
I gdzie nie ma prądu stojąc na polu chwały
Skacz jak Adam Małysz, dam koronę chłopakom
Prawdziwa gra, nigdy nie ufajcie plakatom
To nie rajd BMW moi drodzy, zrozumcie to maraton
Życie, nie tylko biznes, chciało by się na łatwiznę
Ale nie ma dróg na skróty (nie ma)
Słyszeliście, chowajcie swoje buty
My byliśmy świadomi, że trzeba będzie gonić
Że będzie trzeba sił na to, żeby się wyłonić
Na to, żeby się wyłonić
Ref.: Pół na pół, wytrzymam albo legnę
Na tej bieżni rozległej gdzie nic nie jest pewne
W dni słoneczne i tak samo w dni ulewne
Po swojemu działam, jestem, biegnę x2
[Kris]
To nasz debiut na legalnym szczeblu
Kuzyni w deblu, przygotuj się na hip-hopowy przewrót
Zrób nam miejsce do manewru
Większe tak, że bym się nie wlókł za tą zgrają
Za zespołami, które stylu nie mają i padają
Dla nich bieżnia jest twarda jak beton
Wiodę peleton najbardziej wytrwałych
Drużyna A, siedmiu wspaniałych
Z dzikiego zachodu, świeży to produkt
Za spokój nim trzęś największego głodu
Bez obaw (spoko), ta gra jest czysta
Gdzie dwóch się bije tam jestem, korzystam
Pokonuje dystans (pokonuje), przewagę zwiększam
Udowadniam, że oryginalność zwycięża (zwycięża)
Samozaparciem, ja o rolę oręża
W dwuletniej walce o prawo do bytu
Przesądziła siła wyrachowania i sprytu
Powstało A (A) zapamiętaj ten tytuł
Jako opozycję, to przepis zgrzytów
Można się bronić, ale nie tak jak oni
W nieustannej pogoni (kto) kto najlepszy, kto pierwszy
Pieprzyć każdy tytuł champion (champion)
Reprezentuje wielkopolski region (wielkopolski)
Podziemny wielkopolski region
Ref.
[Peja]
Dla mnie zawiązane buty x3
Ref.
4. Nie gap się
Ref: Powiedź po co się lampisz
Nie gap się
Powiedź po co obcinasz
Nie gap się x4
[Kris]
To jest jak poker, obrzucasz mnie wzrokiem
Spojrzenie głębokie, na twarzy pełen joker
Chyba mam tą kartę, którą chciała byś mieć
Chcesz to weź
Tylko zamiast patrzeć powiedź mi choć cześć
Ja nie gryzę
Chyba, że dasz mi na to wizę
Jak widze chcesz przekroczyć tą granice
I to ze mną czujesz się pewną
To podejdź bliżej, a marzenia się spełnią
[Doniu]
TeOeLIU na chodniku co dzień pełnym trików
Mierzymy się od A do Z
Wymiana spojrzeń to jak tenisowy set
Ej grasz bo czuje twój wzrok
Może zrobisz w końcu pierwszy krok
Dziewcze zabierz się za polowanie
Skończ z tym naiwnym obcinaniem
Ref.
[Doniu]
Dziesiątki ciał, wieczór klub
Na parkiecie trąbik dalej jak lód
Zimna Mona Lisa
Wylał bym na nią tekile, potem zlizał
W rozmowie jednak jak na dłoni
Jej facet w domu i ostre rogi
Nie, nie, nie gap się już więcej
Wole takie co mają wolne ręce
[Liber]
Co z tego, może jesteś fajna
Patrzysz na mnie jak na Frankensteina
Moja 626 możesz do niej wleźć
Ci pokaże jaka piękna jest wieś
Co, nie chcesz?
Znam fajny ciemny zaułek
Pewnie nie chcesz jeździć autem bez półek
Tak czułem, że nic nie będzie z tego
Obróć się w drugą stronę, życzę ci najlepszego
Ref.
[Kris]
W małym mieście kwiaty kany kwitną
Ja raz do roku jak widmo pojawiam się za wydmą
Za chwilę z ekipą stąd zniknę
Moja banda odwiedzi twoją impre
Za nami idzie skandal jak za Larym Flintem
Patrzysz na nas jak rasiści na Kunta Kinte
Po co, pozwól nam wejść i nie pytaj dokąd
Będzie spoko tylko ręką zasłoń oko
[Liber]
Tłumy się tłoczą na chodnikach w Obornikach
W pogodę uroczą te ulice już mnie niczym nie zaskoczą
Nie jestem uczniem, gęby słyszę darcie huczne
Wpadłem na jakąś alkoholową ucztę
Nie patrz się menelu bo będziesz miał nauczkę
Za to, że obcinasz, przeginasz tej na pinach
Prężysz się jak Popeye, który wpieprzył szpinak
Już nie będziesz się zaczynał
Bo dwóch ciosach zginał
Ref. x2
5. Siano (gościnnie OWAL/Emcedwa)
[Eldo]
Kasa, kasa wielu się wyprze x2
[Owal/Emcedwa]
Czas to pieniądz
Więc daj mi trochę czasu
Tylko nie rób hałasu
Źle interpretujesz słowa
Bo już moja w tym głowa
Samo życie jakoś płynie
Co ma minąć to minie
Owal/Emce nie zginie
Wiem jak ważne są pieniądze
Wiem, że szczęścia nie dają
Ale trzeba je mieć, trzeba mieć je by żyć
Tak więc nie ma co kryć
Że na pierwszym miejscu kasa
Właśnie takie jest życie, taka jest ludzka masa
Wszystko ma swoją cenę
Tak jak dobre jedzenie
Nie kupuję uczucia, którego nigdy nie zmienię
Nie kupisz sobie życia, Bóg wysoko na niebie
Lepiej uwierz w modlitwę, on wysłucha cię w potrzebie
A na razie lepiej marzyć
Wszystko może się zdarzyć
Że otrzymam platynę plus 400 LS
Dobrze wiesz jak to jest
Jak na klipach z US
Czekam na to jak na pana czeka pies
Ref.: Ej, nie wciskaj mi kitu
Drewniany pajacyku
Nie pierdol, że nie chcesz banknociku
Robię hip-hop bo to kocham
Nie wyżyje z tego, trudno
Jak zarobię nie będę szlochał x2
[Liber]
Otwórz mi proszę, zginął mi klucz to mój sejf
Ej, mówię wenizer skrucz, może chwycić cię skurcz
Gdy zobaczysz forsy wór
Wiem, że chcesz, dam ci wzór, to szurem 58
Proszę, dam ci moje teksty
Nagraj zwrotę, potem biegnij wydaj trochę sieksy
Helikopter, dziweczki, leksy, haremy
Dziwisz się skąd to wiemy?
Ponoć jak schodzimy ze sceny z nieba lecą PLN-y
Usypują się z nich dywany do samolotu (ej gościu)
Na razie nie wyżyje ze zwrotów
Jestem gotów by zebrać jak kościół na ofiarę
Żyć na swoją miarę, szyjąc swoją gwarę
Zobaczysz transparent WLKP rap potęga
Przysięgam, będę się o to starał
przy okazji co zarobię to gitara
Nie ma co się oszukiwać właśnie zaczynają się żniwa
Pora w sianie popływać, jego zapach jest słodki (słodki)
Chodź to szopki, tam składuje snopki
To są moje zarobki, mojej pracy pochodne
A banknotów nie podrę, jeśli wpadną mi w garści
Jak Włodi Liber nie pogardzi
Jeśli z hip-hopu starczy, bym nie musiał żyć na sępa
Zrozum przekaz jaki niosę teraz w zębach
Ref.
[Doniu]
Różowy okular i ciemne maserati
Ciuchy od Versace (to Pantonio Rosati)
Witamy najchudszego producenta w tym kraju
Prosimy na bankiet, tak do Royalu (many, many)
To Kris MC, a to MC Liber
Pan Owal zaraz będzie, możemy nabić dzidę
Czeki są już wystawione no i wszystko ustalone
Tip top zaraz będzie wypłacone (a reszta?)
Ja banan na ryju i łapa na sianie
Ale budzik przerywa chrapnie
[Liroy] "stary zapomnij"
z radia dolatuje
Kumasz już teraz, ten sen mnie prześladuje
I chociaż to wielka hiperbola moich marzeń
W zamian za oddane tobie setki wrażeń
I noce nie przespane i wytarte ołówki
Chce prócz satysfakcji mieć z tego złotówki
Ref.
[Kris]
Słyszałeś chłopaków, nie szukamy naiwniaków
Nikt nie robi tego gratis, a na pewno nie Kris
Kris to wersononazis, finansowy potentat
Mówię tak o sobie i ze śmiechu pękam
Ale za nim się zgarbię chce mieć pełen skarbiec
Jak Sknerus McKwacz, uważnie patrz jak zgarnę
Stosy szmalu różnych walut, być może to objawy udaru
Ale hip-hopowy biznes wyrwie mnie z koszmaru
[Owal/Emcedwa]
Chcesz mieć pieniądze to rękami je zarób
Bo z tego towaru nie będzie nic
[Kris]
A może to kicz i kiedyś będziemy bić banknociki
Całe ich pliki, przyznasz to nie jest przykre
Kasa, kasa, ale ja się nie wyprę
I nie wcisnę kitu, że nie chciałem profitów
Bo od przybytku głowa nie boli
Tak mówił Owal i Ascetoholix
Ref.
6. Oglądając się tył
[Liber]
Mogłem szukać ambicji
Dążyć tylko do pozycji
Brać więcej korepetycji
Były przede mną rozmaite drogi
Zaklejone koperty
Otworzyłem jedną z całej sterty
Szkoła, ha, no cóż były proste i zakręty
Raz na luzie, raz spięty
Wierz, byle dalej do przodu na poślizgu
Długopis przy moim nazwisku
Nieprzyjemne emocje
Wredna stara prukwa wyczuwa mój strach
Wie, że idę znów na fuksa
Bierze zamach (ciach)
Pierwsza liczba po zerze jest wpisana
W mej rubryce nie zostanie sama
Będzie miała sąsiadki
Wypełniały się kolejne kratki
Może nie potrzebne wpadki
Ale to właśnie ja zbuntowany i pokorny jak mnisi
W tej materii wykazałem spryt lisi
Może przegrałem wyścig ze szczurami (ha)
Jednak nie żałuję, że jeszcze raz w dupie mam ich
Życie to jest maraton
Nie tylko pogoń za wypłatą
Jestem kim jestem, nic już nie poradzę na to
Ref.: I co jeszcze
I co jeszcze mogłem zrobić,
Były rozmaite drogi
Co innego mogłem zrobić myślę oglądając się w tył
I kim bym dzisiaj był x2
[Liber]
Przystanek MPK i ona w walce z jesiennym chłodem
Kolejny raz mogłem podejść
Ale sam wiesz, przecież łatwiej było odejść (odejść)
Wziąć nogi za pas, o wszystkim zapomnieć
Ten uśmiech miał mi pomóc, on jednak ściął mnie
Na swym koncie mam wiele takich wspomnień
Nieudanych prób
I zamiaru wymówienia słów
Które mogły być kluczem do spełnienia moich snów
Nigdy nie umiałem ściemniać
Wiele szans przez to pochłonęła ziemia
Po co ta szczerość, no po co
Ona nie chce być szczerą
Teraz dopiero wiem to
Ściema jest najlepszą przynętą
Bo prawda jest drogą często krętą
Nie powiem tego wszystkim dziewczętom
Bo są niektóre zdrowe z zewnątrz i od środka
Może już taką spotkałem (kto wie)
Może ją dopiero spotkam
Ref.
[Liber]
Całe dnie w pogoni za piłką
Albo z wędką i żyłką
Nie żałuje, bo nie było to pomyłką
Dzieciństwo jest tylko małą chwilką
Młody dzieciak co najlepsze z niego brał
Skóra za którą gnał wyszła dziś na aut
Inne pasje pozostały tylko zmieniły kształt
Pamiętam Commodore, śnieży skuter
Uważaj to są sanki nie komputer
Pierwsze ślady, naiwne przejawy
Jednak od tandetnej zabawy
To na dobre już wlazło mi w nawyk
Dawno pożegnałem obawy
Jeśli chodzi o Ascetoholix
Jak alkoholik z winem
Ja jestem odtwórcą swojej roli
Jakem Liber to kocham i będę się w tym szkolił
To jest mój fach
(nim cię przysypie piach)
I wszechmogący stanie w moich drzwiach
Ref.
7. Grunt (gościnnie 52)
[Liber]
52, drużyna A
Sprzedamy to w detalu i hurcie
Nie pasuje ci to stul się szmato rękę mam na pulsie
To mój dźwięk na podziemnym gruncie
Wyrośnięty powoli przybierając na wadze funt po funcie
Sie nie bój, (nie bój się) się nie bójcie
Nie dajecie wiary to maszerujcie
Nasz owoc pójdzie w biznes, ale z treścią
(chodź, chodź, chodź) weź to świeży towar nie pokryty pleśnią
To spełnienie snów, które ci się nawet nie śnią
Z liryką niezależną
Sięgnij pamięcią bo tam dowody na to drzemią
Jedno, drugie demo, imprezy
Wszystko to pod ziemią bez pogoni za premią
Zyskiem, zapomogą, wielkopolskie logo budowanie dzień po dniu
Osiem dni w tygodniu, teraz na kolejnym stopniu
Rap, rap, który uzależni was jak opium
[Hans]
Rap zahartowany w ogniu, reszta to popiół
Bez sztucznych wymiotów
Bez próżnych idiotów
Bez słodkich słówek
Żeby się powtarzał jak półgłówek
Pomyśl, a potem się broń
Skłon, poznaj skłon
Rób uniki od techniki
Bo jesteś zwykłym zawodnikiem
Dla krytyki i publiki
Skaczecie jak pajacyki do ich muzyki
Plastikowe żołnierzyki kontra
Niezależne żale, te słowa nie przyjazne dla wroga
Rapowa, undergroundowa muzyka hardcorowa
Spłonie twoja papierowa umowa
Za sprawą szalonego jak krowa
Salomon Kreutzwelda Jacoba
Pojebańca, kańca
Nie założysz mi kagańca
Nie próbuj zakładać smyczy
Bezpańskie podziemie poznańskie krzyczy
Rap dla ulicy, rap dla ulicy, słyszysz?
(Jak jest? Dobrze w chuj!)
Nie słyszysz bo pizdy słuchają top listy
Na co liczysz i jak liczysz
5 jak pięść, już wiesz 2 tak mam takie dwie
[Doniu]
Wiesz Hans czym jest gmach bez fundamentów?
(jasne, że wiem)
Dmuchasz i rozpieprza się jak domek z kart
To nic niewart przekaz i zerowy styl
A brak pokory, silna wieczna opozycja to my
A gdzie hip-hop co ruszać miał z założenia
Naraz sprinku mnie wkurwia dlatego zmieniam to
Lejąc nowe brzmienia na głodne uszy
Nareszcie deszcz po latach wielkiej suszy
To będzie wszędzie i wbija ci się w czachę
To dobrze, bo ustęp A wspomagany 52 paragrafem
Nowym trafem wielkopolskich ulic
Rapowy cyklop, który właśnie przemówił
[Kris]
Tak, przemawia jak wulkan
Wyrzucając z wnętrza serca na brudne podwórka
Gorącą lawę i pył
Prawdę którą ktoś skrył
Patrz w tył, czas nie zataisz
Są ślady, stare osady żyzne jak mady, eskapady
Zdjęcia w prywatnych kronikach i w albumach
Undergound, gdzie?
W duszach i w rozumach
Chyba już kumasz, nie wzięliśmy się z nikąd
Graliśmy za friko, walczyliśmy z krytyką
I tak będzie nadal (dla nas)
Nie ma tematów o których mówić nie wypada
Bez ograniczeń swym językiem ci wykładam
Byś teraz odetchnął od pop gówna i techno
Wkrótce oni zdechnął, a zobaczysz, że rap przetrwa
Wchodząc o własnych nogach na wyższe piętra
Ze złością psa, z szybkością ebola wirusu
A bez przymusu, 2001 rok eksodusu
[Deep]
Każdy z nas gra sam, to jeszcze pół biedy
Pada na ryj Van Damme jak zbity pies kiedy
Najwyższa instancja w pełnym blasku
Mam was w potrzasku, a Asceci winnych wieszają na pasku
Słyszysz nas styl co w pył zmienia twe ego
Jak Tyson Gołote zostawiam cię pogrążonego
Martwego, bo wszystko z czego byłeś taki dumny
Przy nas traci sens jak pieniądz w obliczu trumny
Patrzysz jak z dumą wyrasta z pod ziemi
Monumentalny skład kładąc cień na twój szmat (52)
Bo ile to już lat gówno śmierdzi na topie
My błyśniemy a ze wstydu gówno samo się zakopie
Anakonda dorastała w tajemnicy pod wami
Zatruwana kiepskimi rymami, wybił dzwoń 52 raz
Pełen skłon, bo nadszedł nas czas
Stoimy w pełnym majestacie
A szuje pociągają nosem, podciągają gacie
Uwięzieni w własnym strachu jak zęby w aparacie
I co rozdziewasz gębę, ja nie zniknę
Prawdziwy hip-hop wykręca żołądek, to dopiero początek
A więc nie wywalaj gał pało, 52 znowu dojebało
A dojebało, tak ma być, tak!
52, 52, 5 razy 2
Drużyna A, drużyna A
Dwie pięści, Ascetoholix
Oborniki Poznań
Wielkopolskie podziemie
WLKP, właśnie to najbardziej cenie
Na gruncie podziemia, dokładnie
WLKP, WLKP tego chce
Ze złością trwa
52 x5
Drużyna A x6
Kris, Doniu, Liber, Deep, grunt
8. Brak mi słów
[Doniu]
Lata jak Porsche uciekają autostradą życia
Trzeba szybko się zachwycać
I nie robić przerw żadnych
Robić stopy to pułapka
Dzień za dniem ta sama zdrapka
Chcesz czy nie drapie kolejne noce
Wygram strace, nie wiem, a owocem
I tak nie będzie hajs
Bo to nie Ameryka, żaden Kingsajz
Tu ostro trykasz
I nie widoków nawet na małe wczasy
Jedni się wożą, inni stan zerowy kasy
Może będzie lepiej, ale niestety nieraz słów mi brak
Patrze na to i trafia mnie szlak
Wiara w moim wieku
Stale szuka leku na codzienne przeszkody
Zero możliwości, za to wiele swobody
Iść w prawo czy w lewo, nie wiem
Ma swoje powody (ma)
Ten co jara, ten co łazi z koleżkami
Ten co pije i obcuje z tabletkami
Pieprze to, nie będę ich oceniał
Sam nie pewien jutra, wiem, że liczy się nadzieja
Że własną pracą zdobędę ten futerał (na pewno)
A w nim schowam złote runo, to nie ściema
Olewam karierę maklera
Ja wole starannie powoli działać tak jak teraz
Ref.: Nieraz nie ma takich słów (nie ma, nie)
Które mogłyby powiedzieć co jest grane
Nieraz nie ma takich słów (niestety nie)
Które wytłumaczyły by, na czym to polega x2
[Doniu]
Możesz mówić co to za gadanie
Że wszystko jasne wystarczy sondaż, badanie
I poczekać na wyniki, bzdura!
Nie ma gorszej taktyki niż suche wnioski
Zimne kalkulowanie pewnie sprawdza się w koncernach
Nie małych miastach i ich osiedlach
Słuchaj (słuchaj) tutaj każdy ma swoją jazde
I nie ma duplikatów, naprawdę (serio)
Nawet taki młody cwaniak jak ja
Rozkłada ręce obserwując jak tam
Do góry szmal (wielki szmal) płynie strumieniami
W smokingach z chętnymi hostessami
Pomiędzy Leksusami a ciemnymi BMW
Realizują kolejny ze snów
Nawet nie mam na to słów (nie mam)
No a szary obywatel z wypłatą poniżej ośmu stów
Ja mam hip-hop i to jest mój pryzmat
Trudny do złamania jak wojenna enigma
Pomaga wyładować ten bagaż energii
Pod którym inni już dawno by się ugieli
Fury, złoto, dziwki, z czym ci się to kojarzy?
Ha, nawet jeśli to mi się przydarzy
To wiedz, że Doniu z pełnym kontem
To wciąż ten sam chłopak, dusza, a nie portfel
Ref.
Ta, nieraz nie ma takich słów (nie ma, nie)
Które mogłyby powiedzieć co jest grane
Nieraz nie ma takich słów (niestety nie)
Które wytłumaczyłyby, na czym to polega
Nieraz nie ma takich słów (nie ma, nie)
Które mogłyby powiedzieć co jest grane
Nieraz nie ma takich słów (niestety nie)
Które wytłumaczyłyby, o co tutaj chodzi
9. W twoich stronach
Ref.: Ej, nie bądź zdziwiony, zdziwiona
Że gramy w twoich stronach
Drużyna A na mikrofonach
Aiaaiaa to drużyna A x2
[Liber]
Mam kilka słów, ale musisz zrobić kilka metrów
Krok za wers jak wymiana prezentów (nie lamentuj)
Nie pożałujesz wydanych kilku centów
Moja banda jest tu i twoja, narobimy więc zamętu
Jakiego nie widział ten pieprzony lokal
Jestem Liber, właśnie czujesz mój wokal
Jego fala jest szeroka i wypełnia klub
(od góry po spód) od głowy aż do stóp, Kris
[Kris]
Setki watów robią z klubu dom wariatów
Znika już powaga twojego majestatu
Dalej, dalej chodź zaszalej
Zalej, już więcej nie debatuj
Śmiało zaatakuj, gardło swe skatuj
Krzykiem i kalą, niech wszyscy powstaną
Wiem, że właśnie po to tu przyszli
Czerpcie korzyści z tego za co płacicie
To wieczór przy bicie w doborowej obsadzie
Będzie zajebiście, to the A w pełnym składzie
[Doniu]
Widzisz Kris ludzie tu oddani zasadzie
Krzyczysz hip-hop i już wiedzą o co biega
Krzyczysz hip-hop i wariują tak jak trzeba
Nie ważna lokacja, bo liczy się desant
Trzej muszkieterowie jak rajdowcy na OS-ach
Ale bez pilota i to jest cała heca
Chcesz poprowadzić, to nie stój i się wkręcaj
Ref.
[Kris]
Ej no co ty, ściana jest do podpierania dachu
A dach mój brachu być do niego teraz skakał
Ręce masz byś machał, więc pozbądź się oporów
Nie masz odwagi to idź je jeszcze porób
Nie gramy folkloru by była to biesiada
Bit tutaj lata niczym dywan Sindbada
Kto kocha niech wsiada, kto nie chce niech spada
KeeRIeS zapraszam do stada
[Doniu]
Ty uważaj, bo cię zaraz zgniotą
Przyleci ochrona i miśki cię wymiotą
Kiedy słowa wyrzucamy Straż Pożarna nie daje rady
Takiej liby nie ostudzą nawet Niagary opady
Liber, KeeRIes, DeOeNIU
Baw sie ile masz tchu
A frajer pod ścianą niech gada co chce
I tak najlepsze impry kręci WLKP
[Liber]
Masz tu w hołdzie twojemu miastu
Milion czy kilkunastu jest nas tu
Najważniejszy jest nastrój
I potęga wyrażona w dźwiękach
Kiedy bity mordują jak rekiny w szczękach
Wtedy liczy się tylko rap, reszta zostaje na zębach
Roztarta, porzucona w strzępach
To jest właśnie ta chwila, kiedy trudno jest dotrzymać tempa
Drużyna A (A), misja wykonana w 50 procentach
Teraz się do nas przyłącz
Jesteśmy różni, ale z tą chwilą jesteśmy jedną bryłą
Więc przybijmy sobie pięć (pięć)
Po to właśnie gramy, nie po to by polała się rtęć
Jak z rozbitego termometru
Co w 100 to nie we dwóch, co do tego mam pewność
Choć nie jesteś moim krewnym czy krewną
Baw się ze mną, zostaw wszystkie troski na zewnątrz
Ref. x2
10. Sarmaci
Dalej chłopcy, użyjcie sobie
Nie żałujcie sobie x2
A teraz zbij
[Liber]
(pora wstać)
Kogut już dawno skończył piać
Zrozum mnie waść
Jestem sarmacka mać
I jak większość z miast
Po co chce mi się spać
Mam sen, który chcą mi skraść
Ruszam się z niechęcią
Przecieram oczy pięścią
Robie to z wdziękiem właściwym mości księciom
I tak jak oni nie odmawiam przyjęciom
Wygramolić się z łóżka będzie ciężko
Muszę nabrać siły (siły)
Niespodziewanie wczoraj procenty mnie trafiły
(omal go nie zabiły)
Oczy chciały jeszcze i lubieżnie patrzyły
I wtedy się stało to był moment
Wtedy rome poczułem, że tone
Potem czułem, że płone
Fachowo to nazywa się zgonem
I do tego jeszcze niestrawności
Taki los tych ludzi co nie lubią pościć
[Kris]
Oj, tak to jest z nami
A czy kiedyś siedziałeś przy stole z sarmatami?
Opowiem ci o tym niezwykłym doświadczeniu
Troche w przybliżeniu
A więc każdy skupia swą wagę na jedzeniu
Cichną rozmów toki
Zjechały się wszystkie rodzinne żarłoki
Czekają na hasło i ruszają bez zwłoki
Z mięsiw spływają soki
Jeszcze krótka gaducha
(brzucha się nie oszuka)
I czas się nasycić, mój ojciec czaił się na kurczaka
Ale ja pierwszy zdołałem go chwycić
On z dzikem się starł
Całego go zżarł
Przy tym mocno się zgrzał
Obok wuja z golonką też do przodu parł
Spoglądam po półmiskach
Dziwne świecą jak pasy na lotniskach
Prowiant się kurczy
A mi w brzuchu burczy
Myślę o żarciu, tylko czy go wystarczy
Sarmaci w natarciu, to właściciel na tarczy
(a jak kręcą wąska)
To znaczy, że potrzebna jest zakąska
Piękna, sarmacka Polska
Gdzie każdy z waszmościów beka i mlaska
A przejedzienie mierzy na dziurkach od paska
To było by na tyle
A jeszcze pozdrawam każdego grubaska w naszej tłustej krainie
Dbajcie o linie
[Doniu]
O linie dbajcie
Już od urodzenia dobrze znam (znam) te sarmackie zasady
Ej, jesteś tam, weź nie przysypiaj
Ej, no dodaj troche tempa
Ta mała na sofie, patrz jaka chętna
Akcja błysk plus dwa drini z lodem
O niebo lepsze, niż bujanka samochodem
Mówię ci prosto w oczka mimochodem czaruj
Tylko nie doprowadź do pożaru
Bo cały tydzień będziesz miał przesrany
Przez jej SMS-y non stop molestowany
Wypiłeś i piłeś, to dobrze się bawiłeś
Te elementy cztery kuszą nas co chwile
Alkohol, żarcie, palenie i gramy
Spanie jak o piątej niestety wymagany
W butelkach pusto po zabawie z bakusem
(co jest sarmaci?) forma spotkania z Morfeuszem
Dalej chłopcy, urzyjcie sobie
Nie żałujcie sobie x2
Tak pozdrowienia dla całej mojej rodzinki
Dla wszystkich sarmatów
Lubicie zjeść i wypić to jesteście z nami
Jedzcie i pijcie, dla Decksa, dla całej ekipy z Poznania, dla Owala, dla całej sceny
- jesteście sarmatami...
11. Prestiż (gościnnie Wiśniowy)
- Kris, Wiśnia
- Wiśnia, Kris
- O co dbamy?
- O pestiż
- Tak jest, o prestiż czym chcemy się cieszyć?
- Prestiżem
- Właśnie czym
- Ski skład, Acetoholix
- Oborniki Poznań
[Kris]
Czym, prestiżem we własnym rewirze
Jak najbardziej i wyżej, w obcych też
Wiesz, ale dupy nikt nie liże
Szczujesz to pogryzę
Polecam analizę
Taką od dechy do dechy
Wewnętrzne cechy
Tak a nie inaczej
Nie rozumiesz, to tłumacze
Chcemy go zdobyć, Kris i Wiśniowy
Stuprocentowy autentyk
Hej, droga wiedzie tędy
Przez autorytet, nowy nabytek
Zdobywany siłą, rozumem i bitem
Niezbyt pokorni, do wszystkiego zdolni
Lepiej nie kantuj jak nie lubisz awantur
Naszego desantu, rymy i na zamku
I bez żadnej dywersji
(daj wiarę tej sugestii)
My w każdej kwestii nie tylko jako MC
Dbamy o prestiż
Ref.: To rap, rap to z brudnych ulic i podwórek
Dociera do ciebie czy tego nie czujesz (tego nie czujesz)
To mówi tylko ten co widzi własny sen
I drogę do spełnienia, choć nie każdy to docenia x2
[Wiśniowy]
Nie wszystko jest złotem co się świeci
Tak mówią starzy ludowi poeci
Tych oni tak mówi, chociaż złoto lubi
Każdy chce mieć więcej i to ludzi gubi
Długi bez pokrycia, odebrane życia
Coraz więcej chcica, żeby dotknąć szczytu
W swoim krótkim życiu, chociaż raz na moment
Oto ludzi omen, żeby móc odpocząć
Żeby móc rozpocząć całkiem nowe życie
Wszyscy to widzicie w swoim szarym bycie
Lepiej każdy chce mieć, więcej każdy chce mieć
Szybciej każdy chce mieć, choć celu nie widać
Życia ci zabraknie, każdy tylko łaknie
Na ludzkości bagnie zapominasz o tym
Co stanowi filar bytu na tej ziemi
Każdy tylko ceni, żeby nic nie stracić
Biedni i bogaci jak Peja dwa światy
Ja wybrałem mój i do tego chuj
Pomóc chcesz czy szkodzić, skubać czy dołożyć
Że jestem za młody, żeby sobie radzić
Przestań mi tu kadzić, nie umiesz poradzić
Zyski za to dzielić, gotówkę se przelicz
Ja do domu wrócę, tam mam swoją twierdzę
I ludzi za których zagram o wszystko
Dziwi cię zjawisko, sercu memu blisko
Leży cały Wilson, tu poznałem wszystko
Miłość, przyjaźń, zdradę, pierwszą dobrą rade
Ale tu nie utknę, życie mam za krótkie
Korzeni nie utnę, zawsze tu powrócę
Jak do mistrza uczeń, ta, zawsze tu powrócę
Jak do mistrza uczeń, jak do mistrza uczeń (ha)
Ref.
[Kris]
Mam tam jakiś koncept, jadę na koncert
Z publiką się łącze
[Wiśniowy]
Z wielką dumą kończę
Bo daje z siebie wszystko
Cenisz to zjawisko?
[Kris]
Ja o nie walczę, stale i uparcie
W literę W złączone cztery palce
[Wiśniowy]
Co to oznacza
WLKP dziś wraca
Niewiernych karci
[Kris]
A jeśli nami gardzisz
To swoim przekonaniem tylko nas utwardzisz
[Wiśniowy]
W postanowieniu słuchaj jeleniu
W moim myśleniu nie znajdziesz luki
[Kris]
Przejrzyj te druki
Ja liczę je na sztuki
Liryka od niedawna
(poczekaj jeszcze trochę)
A będzie wytrawna
[Wiśniowy]
Jak białe wina
Czekaj jeszcze chwila
A zrzednie ci mina
Kiedy zobaczysz co to dla nasz znaczy
[Kris]
Pełne poświęcenie w studiu i na scenie
Zupełnie oddani bez żadnych granic
Rap fanatycy
[Wiśniowy]
Ty klipy liczysz
Kiedy nas słyszysz zalega cisza
Wiśnie i Krisa rozgryźć być chciał?
[Kris]
To twój samobójczy strzał
Ciebie nie będzie, a ja będę trwał
Bo każdy z nas widzi, bo każdy z nas widzi
Drogę do spełnienia choć nie każdy to docenia
12. Piramida
- Co jest?
- Dobrze, co?
- Jak tam podróż?
- No jakoś dojechałem
- Co kurde podwieziesz do metropolii?
- Dobra ja z prawej
- To wskakuj nie
- Dobra
- To jest Liber?
- No witam
- Cześć
[Doniu]
Doniu, Kris 2001 nielegal
Słuchaj nie będę wciskał ci frazesów
Lakonicznych, tempych jak u przewodnika wersów (tak)
Małe miasto z nami pokazuje, to nie widok z widokówki
Jak nie koloryzuje tego (tego)
Co za oknem w deszczu omijamy
Ludzie, szybkie auta i stagowane bramy
Zasrane układy, których szarak nie przeskoczy
Młodzi, emeryci, ich zmęczone oczy
A moje (moje) stale otwarte na skutki
Głowa na przyczyny, kto pociąga za te sznurki (kto)
Prywatna mikropolia gdzie w łyżce wody cię utopią
Dziwi cię, że dzieciaki szaleją za konopią
Zero pracy, zero zajęcia to zachęca
Aby rodziców przekręcać
Monologie muzyka to jedyne rozwiązanie
Nie siądzie mi psychika póki mam ochotę na nie
- Owal przyjechał?
- Ładnie tutaj, tak elegancko
- Ja pierdole ty, Ja chyba znam tego gościa co tu mieszka
- No
- Zajebista chatka
[Kris] Stary znajomy, dziś twój pracodawca
Którego uniżony jesteś bo on władca
Zmiana tej osoby spowodowana przez duże dochody
A dobrobyt to najgorsza karma
Odbiła mu palma
Dla niego twoja wartość jest żadna
Zastąpiła ją dawno wartość materialna
Posiadanych środków, kurwa wiesz to nie jest w porządku
Że siedzisz w starym obskurnym zakątku
Gdzie na ścianach jest sadza
Gdzie lokatorów się na bruk wyprowadza
Pomimo terroru ty dziękujesz Bogu, że cię jeszcze wynagradza
Ten człowiek, który żyje z twojej pracy jak Haradza
Zamieszkuje zamek pełen złotych klamek
Który widzisz przez bramę
Różnice zachowane, sfery i pospólstwo
Wielu z nich z pogardą patrzy na ludzkie ubóstwo
[Doniu]
Dziwki, balety, finansowe piruety
Aby pożywać życia premie obcinasz niestety
Nikt szacunku już ci nigdy nie okaże
Chyba koleś przy wódce
Co, brak ci wrażeń?
Rodzina niewypałem, uczucia gdzieś w muzeum
Co to za życie kiedy jedynym trofeum
Jest konto, Volvo to mogą ci zajebać
A uczuć, wspomnień nie mieli by gdzie sprzedać
...marzy mi się, żeby to był kraj spokojny i dostani
Żeby to było państwo silne i bezpieczne
Żeby to był przytulny dom
Jasny dom w którym każdy znajdzie ciepły kąt i przyjaciół
I my taki dom wspólnie zbudujemy
[Kris]
Tak, ile razy słyszałem już ten sam kłamliwy polityczny program
Znaleźć lekarstwo, uleczyć chore państwo i jego społeczeństwo
Prosta recepta, w praktyce kiepsko im to jakoś wychodzi
Bieda, bezrobocie, na to klęska powodzi
Kolejny gwóźdź do zbiorowej mogiły
To droga którą pójść mamy za ich ambicjami
Brukselskie koryto tylko dla króla z jego dobraną świtą
A reszta do parteru
Gorszy gatunek jak bydło na przerób
Wielki to kraj, a prawa jak w burdelu (a Rzeczpospolita)
Możesz ją mieć jeśli masz duży kapitał
(a koperty za ustawy) bez problemu
(i jesteśmy sobie kwita)
Tak właśnie wygląda społeczna piramida
Plusy i minusy, a minusów więcej widać
I nie ma co wybrzydzać tylko Boga prosić
By powstrzymał to na co tutaj się zanosi
Na co tutaj się zanosi x3
13. Monopol
Niby teren prywatny, a pchają się z buciorami
Od kiedy elektrycy stali się prezydentami
Każdy chce mieć tu monopol i stać na szczycie
Lecą w chuja, nie widzicie?
Nagłówki gazet krzyczą o aferach
Ministrach, magnatach, narkotykowych kartelach
Co, sponsorują domy dziecka
A odpiszą je jak nowego Leksa
Billboardy, giganty na skrzyżowaniach
Ankiety, telegówna, ulotki w bramach
Kolagenowe usta telewizji tak cie porobią (synku)
Że już w nocy ci się przyśni laska z Hastlera
Wrzgórze Bentleya
I złotem od kruka
I co zrobisz teraz?
Szczęście z plastiku twoim celem
Przez tą machinę sam szykujesz sobie cele
Ten cały biznes z ciebie się śmieje
W końcu przestaniesz wierzyć swoim snom
Wu, wu, wu, myślik com
Tego adresu im nie oddawaj bo to jest teren prywatny
Bo to jest teren prywatny
Tak a propo, to jest monopol
Siedzących wysoko
Piętra ich siedzib kłaniają się obłokom
Dwoma palcami sterują tysiącami
To co dziś zapragną, jutro już należy do nich
Wielcy masoni, Sylwio Berlusconi
Politycy, mafiozi, kto im zagrozi?
Jeden umiera, dziesięciu się rodzi
Z pazernym rozumem przejąć fortunę
I przejść tajfunem po ziemi
Lecą do kieszeni
Bogactwo, tereny, korporacje, koncerny (koncerny)
Obszar działania coraz bardziej obszerny
A na nim mizerny
I stąd miliony wpadających w letarg
To jest przetarg na cały ziemski glob
Powiedz im stop, a zostaniesz intruzem
Przysypią cię gruzem twego własnego domu
Wejdziesz do zgonu zwykłym konsumentem
Jeden na sto szykuje sobie pętle
Z braku pieniędzy one są niezbędne
Ten świat jest płatny (czemu?)
Bo to jest teren prywatny
Bo to jest teren prywatny
Przeniesiona z sektorowej planszy
Zabawa w hotelowej branży
Tak dzieciaki się niańczy
Żeby je szybko przyzwyczaić
Żeby tańczyć na stołku
Trzeba się zaczaić
Zaczyna się zakupy od tańszych
Zgarniając obszary nie dając innym szansy
Rzuca rzutem ustawioną szóstką
Pozostali też chcą, niestety uschnął
Usnął mimo swoich szczerych chęci
Spójrz no, pusto już wszyscy są wycięci
Tak prosperuje monopol, proste dróżki
Przeciętniaki mogą zbierać puszki
Urodzona szlachta popycha swoje wózki
Premiery Bózki i ich uzdolnione córeczki
Aktorki, piosenkarki, modelki, każda gładka
Każda lepsza niż sąsiadka
Bo ojciec albo matka w elitarnym kręgu
Gdzie szaraki już nie mają wstępu, zasięgu
Bo tamci trzymają wszystko w ręku
Przeczytaj napis, to jest teren prywatny
To jest teren prywatny
14. Mity
Ref.: Nie chce być mitem
Skurwielu pracuje nad binitem
Chce mieć z tego pożytek i porządną płytę
Nie chce być mitem
Obietnice porośnięte pajęczyną
Nie kojarz tego z moją drużyną (z naszą drużyną)
Nie chce być mitem
Skurwielu pracuje z zeszytem
Chce mieć z tego pożytek i porządną płytę
Nie chce być mitem
Obietnice porośnięte pajęczyną
Nie kojarz tego z moją drużyną
[Doniu]
Pieprzoni ściemniacze
Czasami mam omamy, że żyję w starożytnej Grecji
Same bożki, figurki, co jeden to lepszy
Jeden wałki kręci, inny ma układy
Kombinuje dragi, telefony w myśl zasady
Powie ci za ile, kiedy i zadzwoni jutro
(he he he wyjebiemy go)
Tydzień se poczekasz i telefon
- halo, trudno nie da się wiesz
jeszcze nie mam, innym razem
musze lecieć, zadzwoń jeszcze
- to narazie
Takich to na pęczki widuje codziennie
Obiecują, kombinują (pierdoleni mitomani)
Takm banał za banałem naiwniakom ładują stale
Nie daj się omamić (nie) to właśnie chwale (ta)
Nie obiecuję, ale staram się najmocniej
By zaufanie nam było pomostem
I kiedy mały DeOeNIU mówi, że się stara
Chce przez to powiedzieć właśnie, że
Ref.
[Liber]
Ja z zeszytem a ty z fifką
Ja łącze rym z bitem, ty używkę z jeszcze jedną używką
Co dziwko, może nie mam racji, przecz
Ale wiedz, że ja biegnę a ty cofasz się wstecz
Jesteś mitem, niestety znikniesz jak komety
Wolisz kreski fety, a ja wole linie mety
Znowu mówisz, że niedługo spadną nam z głów berety
Czekam na twoje płyty, na kasety
Premiera się przeciąga
Kuchta dymu i biała mąka stoją w pierwszym rzędzie
Ta piosenka będzie bajką o tonącym okręcie
Jesteś główną postacią
Twoje obietnice nic nie znaczą
Znam cie z wódki synu
Twój styl to dużo słów i brak czynu
Zawieszony jak komórka bez pinu
Może boli cię to, że my stoimy tam gdzie ty byś chciał
Gdybyś działał nie ćpał to może też byś tu stał
Ref.
[Kris]
I jeszcze jeden przykład, to historia dość zwykła
O typach, którym praca uczciwa już zbrzydła
Oraz wszelkie prawidła łącznie z ręką Bożą
Worzą się i worzą, tu przyłożą tam pogrożą
Świadkowie są i nawet widzą i słyszą
Myślę sobie pewnie ci goście już wiszą
A tu o nich piszą na pierwszych stronach gazet (co?)
Pismak miał fazę w rekonstrukcji wydarzeń same błędy
Nie ma pojęcia, że sam stworzył legendy
Nowa gwiazda wschodzi, wśród ludzi budzi podziw
Do cholery o co chodzi?
On jest zwykłym skurwielem
Łatwiej o wiele być mitycznym bohaterem
Tak niż obywatelem artystą
Bo trafisz tak jak my, no to wystąp
Ja kryminalistą, co ja podobny tobie?
Koleś jest jedna różnica, ja naprawdę coś robię
Ref.
15. Nieważne co mówią (gościnnie MCN i Karolina)
[Kris]
(nieważne) owszem, bo jeden to poprze
A drugi przyrówna do gówna
I uzna moje dzieło za najgorsze
Zrobiłem dobrze, najlepiej jak potrafię
Co najpierw styl?
Brak oryginalności, na czym mnie złapiesz?
Odbierasz nam, swoim ziomkom też zabierz
W swojej punktacji byłeś i jesteś
Wierny jednej nacji
Kto cię uczy myśleć, ten kto tobą trzęsie?
Czy ten co ma wzięcie
Słuchasz idola, i po co?
Każe ci krzyczeć, ty krzyczysz (krzyczysz)
Święta jego wola
Z taką głupotą nigdy się nie uporam
Więc wole ją olać KeeRIeS
Totalny ignorant
Tak dziś jak i wczoraj
Nie dam się oszukać i nie stracę ducha
Mam swój rozum nie muszę ich słuchać
Ref.: Nieważne co mówią, nieważne bo
(nieważne bo) tak i nie ważne co mówią bo
Nieważne co mówią, nieważne bo
(nieważne bo) nieważne co mówią
Tak i nie ważne bo x2
[Liber]
Jak zwierzę w sidłach osaczeni
Odrzuceni na margines, ale nigdy nie straceni
Tego wariantu nawet nie dopuszczam
Mimo, że istnieją różne gusta
Nie wszyscy się cieszą kiedy otwieram usta
Nieważne co mówią, nie uciekam od lustra
Czarna wróżba ze strony zawistnych
Ze źródła głupizny
Ci co wyruszają za tropem łatwizny
Chcieli nas wyjebać z bieżni
Dobrze, że byliśmy trzeźwi
Na tyle nie zależni, wierz mi łatwo było upaść
Tak jak udar łatwo dostać w upał
Jednak nasza grupa dzisiaj nadal jest grupą
Mimo ludzkiej niechęci zdołaliśmy wypełnić ten kupon
(słyszy cię tam kto?) są tacy co za to nas nie lubią
Mitomani, sami nie wiedzą o czym mówią
[MCN]
Różni są ludzie, naprawdę bardzo
Niektórzy patrzą na ciebie z pogardą
Bo zazdroszczą, że coś ci się udaje
Ja od reszty odstaje
Nie mieszam się z tłumem
Dlatego, że walczę nie pięścią a rozumem
Mam świadomość, że coś mam w głowie, że coś umiem
I do życia zdrowe podejście
Nie rozpycham się łokciami o miejsce
Mieć dobre wejście chciał by mieć każdy
Bo dobry start w życiu jest szalenie ważny
Możesz się śmiać, ale ciebie też to dotyczy
Chce zaistnieć tam gdzie słowo się liczy
I nieważne co mówią, nie ważne bo
Liczy się fakt, że wciąż robię to
A ty chciał byś słuchać, ale źle mówisz o tych
Co nie nagrywają jeszcze płyt złotych
I wiesz co najbardziej głupie jest w tym?
Że śmieje się z ciebie ktoś taki jak ty
On całe życie będzie gadał a my (a my)
Zrealizujemy nasze sny
Ref.
[Doniu]
Pędzę bo i tak wiem już dobrze
Co z zachodu warte, a co może
Skaleczyć, boleć i goić się latami
Choć jutra nie pewny z wczorajszymi wrażeniami
Ciągle tu stoję, chcesz to mnie sprawdź
Nie przez komórkę, ej powiedź w twarz
Poza obrazą na nic cię nie stać
Nie będę tłuk cię, jestem oszczędny w gestach
Gorsi od ciebie są ci na górze
Radni, bezradni fałszywi politycy
Puste wyszczekane kukły na mównicy
Których paplanina pokrycia nie ma w niczym
A media (co media) wykrzywiają nam psychikę
Może jesteś już TV niewolnikiem (ta)
No kogo ma słuchać młody człowiek jak ja
Słucham serca, Boga i muzyki rap
Ref. x2
16. Już dawno (remix)
Co jest, nie powinno nas tu być?
Jesteśmy dalej i do tego mamy remix
(Chłopaki schowaj pięści, koleżanko pokaż piersi to rap z zachodniej części)
WLKP
Ref.: Mówią, że raperzy upadnął (że upadnął)
My jednak wiemy, te słowa nie są prawdą (te słowa nie są prawdą)
Wątpliwości odeszły już dawno (już dawno)
Choć już dawno nie powinno nas tu być (nas tu być) x2
[Kris]
To miasto małe przez życie całe poznawałem
Tym powietrzm oddychałem
Czy kiedyś powiem, że właśnie przez to przegrałem
Bez wsparcia z zewnątrz, opuszcza mnie pewność
Bo zamiast mi pomóc wytykają mą odmienność
Patrzą z dystansem, nie mogą pojąć, że mam jedyną szansę
Wielkie intelekty, patrzcie w obiektyw
Zobaczcie tą młodzież bez żadnych perspektyw
Wieczna tułaczka z całym otoczeniem
Jest moja stara paczka w której się obracam
Powiesz, że się zatracam i plecami się odwracasz
Tak może każdy, sam stawiam maszty
Robienie hip-hopu to dla mnie duży zaszczyt
Nie znajdziemy płaszczyzn
Dopóki chcesz wrzucić nas do paszczy
Tak, widzisz w nas chwasty
Chciałbyś pstryknąć, ale ja nie mogę zniknąć
[Doniu]
Pamiętam jak trza wiosenne popołudnie
Mały dzieciak podłamany okrutnie
Oceną młodych wierszy wydanął przez siostre
Wtedy je spaliłem, teraz gdy podrosłem
Wiem doskonale, że nie warto rezygnować (nie!)
Spalisz marzenia, trudno odbudować je
Masz co pielęgnować to zacznij od teraz
Nie produkuj wymówek, bo się nie pozbierasz
Co mam powiedzieć, co?
Hip-hop stop bo małe miasto prowincja to nie to
A gdzie najbardziej zatwardziałe ekipy
Senne ulice i nie moralne chwyty
Dlatego to robię wbrew twardym konwenansom
Olewam schemat i z najwyższą klasą
Pociągam za sznurki z Liberem i Krisem, kapujesz?
Dzięki siostrze nadal pisze
[Liber]
Wyrzutek odchylony od normy
Daje sobie rade, jest do tego zdolny
Rap z poza miasta uderza, nabiera własnej formy
Co najważniesze jest wolny
Pozwalam mu jako jego treser
Prezentować możliwości pod każdym adresem
Wszędzie, gdzie jest koneser, który czeka
Na nowe produkcje jak na deser
Ukojenia szuka w solidnym rapie
Liczy się dla mnie to co przelewam na papier
Nie pozycja na mapie, jesteśmy na kolejnym etapie
Choć w zasadzie powinno nas tu nie być
Jednak każdy z nasz chce być (chce być)
Biegniemy, wyłaniamy się z podziemi
Może z nieco innych korzeni, lecz myślami z wami połączeni
Pogrążeni w muzyce, w której obce są wszelkie granice
Nowe oblicze, mikropolia
Ref. x2
Dodaj komentarz